Jak się pewnie domyślacie, oto prolog. Szału nie ma, ale... No, więc mam
nadzieję, że będzie się wam podobało. ;)
***
Leżałam na ziemi, pomiędzy krzakami. Było zimno. Obserwowałam jak
moje oddechy zamieniają się w srebrzyste obłoczki.
Denerwowałam się.
Minęło już kilkanaście minut, a jego nadal nie było.
Usłyszałam szelest, znowu przylgnęłam do ziemi. Czułam jak błoto i
brudna woda przesiąkają przez mój postrzępiony sweter.
Odchyliłam liście
i spojrzałam na drzewa po przeciwległej stronie polany.
Leżałam w bezruchu, dopóki nie zauważyłam zielonej kurtki i
potarganej czupryny wyłaniającej się spośród drzew. Odetchnęłam z ulgą.
- Hej, jestem już... - szepnął na tyle głośno, żebym usłyszała -
Gdzie jesteś? Możesz już wyjść.
Chciałam jakoś zareagować, wyjść i podejść do niego. Nie zdążyłam.
Jak sparaliżowana patrzyłam jak lśniący grot strzały zanurza się w jego
ciele jak ciepły nóż w maśle.
- Nie...
Bryzgnęła krew. Powoli osunął się na kolana. Upadł.
- Nie! - rzuciłam się do przodu. Wiedziałam, że nie ma już szans, ale
nie godziłam się z tą myślą.
Krzyczałam. Łzy zamazały obraz chłopaka.
Znów dopadła mnie ciemność.
Zaczyna się intrygująco. Kim jest te dwie osoby? Kto i po co strzelał? Co robili na tej polanie? Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/